Skocz do zawartości
eChirurgia.pl

Guz Klatskina (guz wnęki wątroby)


Gość ernest

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mój tata jest 7 rok po usunięciu woreczka żółciowego i wycięciu kawałka wątroby. Właśnie ma nawrót , guz klatskina. Źle się poczuł pożółkł , szybkie badania próby wątrobowe przy normach 40 i 60 ponad 2000 . Szybka tomografia i niestety nie jest dobrze wręcz dramatycznie. Chemia nie da rady naświetlania nie będzie bo po operacji były zbyt mocne. Lekarze od początku mówili , że to bomba zegarowa która nie wiadomo kiedy wybuchnie . Jedyne co usłyszałem proszę Pana 7 lat !! ??? , rzadko kto 2 przeżywa. Ręce mi opadły nogi się ugięły , na 17.02 mamy zabieg ( to znaczy sam nie wiem co to jest ) wiem , że będzie to protezka na od żółcenie organizmu. DZIĘKI LINKOWI KAROLA pojawiła się mała nadzieja , żona i mama pracują w służbie zdrowia. Jednak nie chciano z Nami gadać o Radioembolizacji w końcu jeden prof. Nasz przyjaciel powiedział , że zabieg ten jest cały czas w fazie prób i nie jest do końca zaakceptowany . Jednak będziemy się starali zrobić wszytko aby się dostać na ten zabieg. A jak to wyjdzie tego nie wiem. Dam znać jeszcze. Dzięki jeszcze raz KAROL i pozdrawiam .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 lipca 2011r. moja mama pożółkła. Trafiła do szpitala gdzie po przeprowadzonych badaniach skierowano mamę na oddział. Tomogeafia i usg niczego nie wykazały a bilirubina codziennie rosła, więc skierowano nas na badanie endoskopowe. Trafiliśmy na Brzeską w Warszawie. Założono mamie endoprotezę, miała spadać bilirubina. Tam też usłyszałam diagnozę: guz przewodów żółciowych we wnęce wątroby. Spytałam lekarza jakie mama ma szanse i usłyszałam, że możemy próbować na Banacha ale raczej żadne. Nie wierzyłam. Myślę sobie to przecież niemożliwe, jest tyle zachorowań na raka i jakoś ratują ludzi... Bilirubina na początku trochę spadła z 20,3 na 17,8 ale kolejne badanie znów zaczęła rosnąć. Oczywiście trafiliśmy do szpitala na Banacha, Tam znów endoskop - pierwsza proteza ponieważ była plastikowa - była zapchana i wysunięta. Wymieniono ją na metalowy stent. Dwukrotnie podnoszono mamy przypadek na *kominku* i niestety - guz nieoperacyjny ponieważ były nacieki na żyłę wrotną i tętnicę. Pojechałam do doktora Ćwikły w Warszawie - to samo - nie ma szans bo guz jest z odmiany G2 - rak gruczołowy - nieukrwiony a metoda opiera się na wysyłaniu do guza cząsteczek radioaktywnych z krwią a i punktowe oddziaływanie odpada bo są nacieki na żyłę i tętnicę więc atakując guz doszłoby do uszkodzenia głównych naczyń baz których nie da się żyć. Po powrocie z Warszawy kolejne badania wykazały, że bilirubina znów rośnie. Dalej byłam nieufna. Wyjechaliśmy do Niemiec do rodziny. Wyjechali tam 20 lat temu i z dużą dozą nieufności podchodzili do Polskich lekarzy. Załatwili więc klinikę uniwersytecką specjalizującą się w chorobach wątroby - też to samo - a rezonans tam wykonany pokazał także niewielki przerzut do wątroby. Z Niemiec wróciliśmy z początkiem listopada. W Niemczech założyli mamie drenaż przezskórny i od tego czasu chodzi z workiem. Dziś jest 13 luty, mama jest z nami co prawda już prawie nie je ( 1,2 łyki manny i 200ml wody na dobę). Gaśnie nam w oczach, jest już taka chudziutka, od 2-m-cy ma plastry morfinowe, nie cierpi. Jest bardzo wyciszona, ale przez tych 7 m-cy przechodziliśmy przeróżne etapy. Ta choroba jest tak nieobliczalna, każdy organizm inaczej ją znosi. Nie ma schematu. Najgorsza jest kompletna bezradność. Chemia nie - bo jest wysoka bilirubina, operacja nie - bo umiejscowienie guza. Człowiek musi uśmiechać się do mamy, na jej pytania dotyczące gorszego samopoczucia odpowiadam, że nie wiem dlaczego. Mama ma 58lat. Była bardzo silną, energiczną kobietą, taki przywódca, a teraz jak małe bezbronne dziecko. Żal ściska serce, ale trzeba to przetrwać. Jak widać guz klatskina to wyrok. Moja mama gdyby dostała szansę na leczenie czy chemią czy operacją, jest tak silna psychicznie, że myślę iż dałaby radę, ale cóż...Jest nam bardzo ciężko. Wszystkim Wam życzę dużo siły tak jak mnie życzyła oddziałowa kiedy opuszczaliśmy klinikę w Niemczech. Trzeba walczyć o to by nasi bliscy nie cierpieli i mieli spokój i dużo naszej bliskości i ciepła, by czuli się szczęśliwi bo moja mama tego właśnie najbardziej potrzebuje, widzę że jak jesteśmy przy niej to chociaż nie ma już siły by rozmawiać to widać taki spokój na jej twarzy ze my przy niej jesteśmy. Trzymajcie się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mojego meza takze w lipcu 2011 zakulo pod zebrami , za chwile zchudl ,wyslalam go na badania , wyladowal w szpitalu z przewleklym zapaleniem watroby *ana dodatku rak komurkowo watrobowy szok -wyrok z przezutami do pluc.Na leczenie farmakologiczne za pozno mowili ,dostal 4 chemie po 2 mowili ze to cod rak sie wraca ,ale po 4 dozo wody w organizmie,i straszny bol brzucha ,zmarl po 3 dniach na moich oczach ,mial 37 lat Straszna pustka zostala i zal ,dlaczego ON

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie Kochani. Przechodze taz razem z mama (80l.) przeez te cholerna chorobe.Pierwsze objawy to zoltaczka mechaniczna 9 mies temu ,protezowanie 5 krotne drog zolciowych-nieskutecznw.Lekarze w radomiu dlugo diagnozowali...7 mies.:(!Ostatnia deska ratunku byla Wa-Wa i oddzial.leczenia 1-dniowego( Endoterapia).Lekarze chir.onkolodzy.skierowali ja tam w ostatniej chwili!!! Bilirubina utrzymywala sie wys.21.21...A ja patrzylam na pomaranczowa skore mamy izastanawialam sie ...czy przywoze ja do domu z powrotem??? autam czy karawanem:((((( Pojechalam z dusza na ramieniu!!! Lekarz przyjmujacy nas powidzial nam co nalezy zrobic..i zrobil!!!:))))) Zupelnie co innego niz objasniali mi to *FACHOWCY*:P w radomiu!!! Mama zyje!!! juz 6 tyg.po zabiegu. Nie ma slady po zoltaczce.Ma wilczy apetyt. Wiem ze rokowania sa zle...ale to najgorze przed nami:(((((...niech jak najdalej sie odsuwa w czasie...pozdrawiam .( Endoterapia-WARSZAWA-PRAGA) POLECAM.:)))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witam piszę i płacze 17 marca diagnoza 2 kwietnia proteza trzy miesiące spokoju i szok temperatura 40 stopni hospitalizacja i bezradność lekarzy mama ma 65 lat guz z przerzutami wątroby nie umię jej pomóc widze w oczach mamy błaganie o pomoc choć nie mówi tego umiera mi pomocy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Ewa..Wspolczuje i wiem jak sie czujesz. Jak nie bylyscie w wawie na BRZESKIEJ...to sprobujcie. Mojej mamy na dobra spr.juz nie powinno byc z nami...a jest,chodz po 2 mies.po zabiegu znow sie cos dzieje-żólknie i sprobuje znow tam jechac jesli jeszcze beda chcieli ja ratowac.wiem ze wiela nie UGRAM juz ale kazdy tydz.bez bolu to b.duzo. Zycze SIŁY.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie . Chciałam opowiedzieć Wam historię mojej mamy. o jej chorobie. Wszystko zaczęło się w maju 2010 r. Mama nagle zżółkła. Skóra, gałki oczne. Oddawała pienisty kał. Poszła więc do lekarza. Okazało się, że to żółtaczka mechaniczna. Pojechała na oddział do Gdańska. Tam badania [tomografia komputerowa, USG, itd] . Po tygodniu wypisali ją do domu. Niby , że wszystko jest w porządku. Przysłali pismo. Okazało się, że to rak wnęki wątroby i, że mamie zostały 3 miesiące życia. Mama się nie poddała. Dowiedziała się o profesorze M. Krawczyku. Napisała do niego e-maila. Profesor w ciągu 2 dni kazał wstawić się mamie w Klinice Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Wątroby w Warszawie. Tam mama przeszła poważna operację. Profesor wraz z innymi lekarzami uratowali mamie życie. Wydawałoby się, że nic nie przyniesie komplikacji. Jednak w grudniu 2011 w Wigilię mama źle się poczuła. Myśleliśmy, że to zwykłe przeziębienie. Ale okazało się, to nawrót [rak złośliwy]. Ciągłe odwiedziny w szpitalu. Później zaczęły się takie objawy jak wzdęcia, opuchnięte stopy, brak apetytu. Mama się nie poddawała. Walczyła do końca. 14 sierpnia 2012roku o godz.21.23 odeszła od nas. Zostawiając ból w sercach najbliższych. Miała silną wolę. Mimo choroby snuła plany na przyszłość. Doczekała się wnuka. Pamiętam mamę jako skromną, inteligentną, wspaniałą kobietę z planami na przyszłość. Jednak mi serce rozrywa najbardziej, ponieważ za niecały miesiąc skończę dopiero 18lat. Myślałam, że będę świętowała ten dzień z rodziną , a zwłaszcza z mamą. *[ Mama po skomplikowanej operacji żyła 25,5 miesiąca . To i tak długo, ponieważ ludzie po takiej operacji żyją po miesiąc, dwa. I za to dziękujemy Bogu. Mimo bólu po odejściu mamy odczuliśmy ulgę, ponieważ teraz nie cierpi. odetchnęła. wiemy, że każdego dnia patrzy na nas z góry :) Była, jest i będzie naszym wzorem do naśladowania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alu jeses bardzo dzielna dziewczyna...brakuje slow,aby Cie pocieszac... Najwazniejsze ze juz mama sie nie meczy a Ty nie cierpisz z niemocy.:( A to co Ty juz masz za....soba, wlasnie jest przedemna:((((( Boja sie bolu i tego gdy moja mama sie domysli ze to juz koniec... Ladnie sciemniam i dlatego ma sile walczy i jechac do wa-wy na trudne zabiegi...ale teraz to juz widze jak przegrana jest blisko... KLucia w podzebrzu,opuchniete stopy,iwzdecia:((( Napisz mi czy byLy u mamy silne bole i jakie leki pomagaly?Zcze Ci KOCHANA zdrowia i szczescia w doroslym juz zyciu:))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Bóle były bardzo silne. Mama miała plastry morfinowe, które z czasem już nie pomagały. w ostatnich trzech dniach życia otrzymywała jedzenie dożylnie i morfinę. Dla niej był to niesamowity ból. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Dziękuję za życzenia. Nie wiem czy mam mówić na Pani czy na *Ty*, ale mogę poradzić tyle, żebyś nie okazywała mamie, że jest Ci ciężko. Niech ma jeszcze nadzieję. Na pewno jest Ci ciężko i nie wiesz jak pomóc mamie, ale nadzieja na cud jest ważna. Chociaż nie ma leku już na to choróbsko. Z pozdrowieniami dla Ciebie i Twojej mamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość BABCIA:))) ELA

Witam Alu:) Dzieki ze odpisalas...Ehhhh... najbardziej boje sie momentu kiedy juz mama sie zoorientuje ze to jednak rak. Wlasnie dzis miala pierwsze spodziewane objawy-DRESZCZE o ktore pytali lekarze...i juz wiem ze musze szukac nowej SCIEMY:((( Silnych boli nie ma. Sa tylko klucia w pr.podzebrzu,pocieszam sie ze moze tak silnych jak Ty Alu piszesz nie miec. Moja mamama swoje zycie juz do mety biegnace ma 80 lat.a ponoc przebig takiej chorby u tak DOJRZALYCH pacjentow jest lzejszy. Rodza jej sie nowe prawnuczeta i tak b.pragnie jeszcze je brac na raczki,i ogladac chociazby ich zdjecia... Pozdrawiam Cie b.serdecznie DZIELNA ALICJO :))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie wszyscy nieutuleni w żalu po Bliskich! Też chyba dołączę do Waszego Grona. Opowiem o chorobie mojej Mamy. W połowie lipca 2011r. Mamę zaczęła swędzieć skóra. Lekarz rodzinny był na wakacjach, a dermatolog przez dwa tygodnie *leczył* Mamę na alergię. Po dwóch tygodniach lekarz rodzinny wrócił i orzekł żółtaczkę. Wykonał USG, stwierdził kamicę pęcherzyka żółciowego i skierował do szpitala. Tam tomografia, opis niejednoznaczny z podejrzeniem raka wnęki wątroby. Guz Klatskin*a. Skierowanie na konsultacje do W-wy, na ul.Banacha. Tam dodatkowy tomograf (w AVI) i diagnoza krajowego konsultanta d/s transplantacji wątroby z tytułem profesorskim - Klatskin i Bizmuth IV. Po powrocie do domu założono Mamie protezki przewodów żółciowych - *plastikowe*. Zaczęła się dieta. Dość skrajna.Jadłowstręt. Skoki temperatury, stany podgorączkowe. Nic Mamę nie bolało.Późną jesienią wymieniono jedną protezkę na samorozprężalną. Wczesną wiosną gorączka przestała się pojawiać i tak było do sierpnia 2012r. Kolejne tomografie i rezonansy magnetyczne wykazały - w opisach- zmniejszenie się nacieków i zmian w obrębie wnęki wątroby ( 13 miesięcy po zdiagnozowaniu Klatskin*a bizmuth IV). Onkolog nie słyszał o takim przypadku i skierował Mamę na zabieg wycięcia pęcherzyka żółciowego. Oprócz kamieni było w nim jakieś paskudztwo (stary, zaschnięty ropień?). Mama jest 12-y dzień po zabiegu. Dziś zrobiono USG jamy brzusznej i lekarz coś zobaczył. Krwiak, albo ropień w miejscu po wyciętym pęcherzyku żółciowym. Czekam na decyzję lekarzy. W grę wchodzi antybiotykoterapia, albo operacyjne usunięcie ropnia. Mama ma 74 lata. Ból odczuwa w prawym ramieniu i kręgosłupie, ale jak wiem - to normalny objaw pooperacyjny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Cię Darku . Ropień mówisz ? Mojej mamie też powiedzieli, że są to ropnie , ale to był rak . Piszę to, żebyś wiedział co może być przed Tobą. Trudna walka z chorobą. Ale życzę Twojej mamusi z całego serca zdrowia . :) Pozdrawiam gorąco. Moja mama miała 48lat :[

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzien Dobry, Weszlam na to forum bo szukam ratunku dla swojego taty. Wszystko co przeczytalam powyzej zgadza sie z tym co obecnie zdiagnozowano u mojego taty. Objawy takie same: swedzenie skory, zoltaczka mech. skierowanie do szpitala, usg, tomografia, pierwszy zabieg udroznienia nieudany, drugi to drenaz na zewnatrz. Gdy pisze ten tekst jest zaledwie kilka godz. po zabiegu. Uslyszana diagnoza to to guz nieoperacyjny wneki watroby. Co dalej? lekarz powiedzial *polezy kilka dni i wyslemy do domu* Jestem przerazona jak tak chorego pacjenta mozna wyslac do domu. W domu jest tylko mama ktora jest starsza osoba i nie wiem czy da rade. Tata jest leczony obecnie w Swidnicy. Jak dowiedziec sie o hospicja w tej okolicy? czy ktos moze polecic takie miejsce na Dolnym Slasku? Najtrudniejsza jest jednak bezradnosc i smutne wolajace o ratunek oczy Tatusia. Prosze o pomoc. Czy transplantacja jest mozliwa? na pewno czeka sie latami...pozdrawiam i prosze o modlitwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga Mario. Tak to jest przegrana walka..:(.ale moja mama zyje juz z tym guzem 1rok i 5 mies Zdiagnozowano ja dokladnie po 7 mies.od pierwszych objawow-pożółkła...Udroznianie dróg żółc.na mic tu w radomiu sie nie zdało(5 krotne)...Dali nam skier.do wa-wy na BRZESKSA...Tam udroznili drogi zołciow skutecznie.Robili to juz 4 krotnie od czerwca 2012 r....w ten sposob przedluzyli jej zycie o 9 mies. Przed wczoraj skonczyla 81lat... Tak teraz juz GASNIE...:(...Nie ma bólu brzucha,raczej od str kregoslupa i stawu biodrowego,puchnace nogi do kolan... Mario nie piszesz ile TATA ma lat...ale domyslam sie ze 70+... ...to trnsplantacja juz nie ....:( Zycze WAM z calego serca aby to co najgorsze oddalało sie od TATY jak najdalej. Potrzebna mu wasza milosc,i bliskosc....Reszta w rekach BOGA ....MASZ tu MOJA MODLITWE...wiem, co czujesz.Zycze wam wszystkim sily do walki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie! Ta ja, sprzed 6-u postów wyżej. Cóż, piszę to 2 kwietnia 2013 roku. W Niedzielę Wielkanocną moja Mamusia odeszła. Odeszła w cierpieniu. Pojawiło się wodobrzusze spowodowane zaburzeniami ciśnienia wrotnego. Chodzi prawdopodobnie o niewydolność żyły wrotnej. Trzykrotnie płyn otrzewnowy był spuszczany w dużych ilościach, po 5 - 6,5 litra w krótkich odstępach czasu. Pierwszy raz w życiu widziałem Śmierć. Poczułem ulgę, gdy nadeszła. Zrobiło mi się naprawdę lekko i dobrze na sercu. Wiedziałem już, że Mamusia nie cierpi, że nic Ją już nie boli, że męka Życia jest już dla Niej przeszłością. Swoją drogą uważam, że oprawcy z Auschwitz okazali więcej litości swoim Ofiarom, niż - jak twierdzą niektórzy - Bóg Ojciec - okazuje swoim Dzieciom. Czas męki jest nieporównywalny. Bluźnię? Piszę w emocjach i z żalem do Stwórcy, że tak sadystycznie traktuje swoje Dzieło. Klatskin to wyrok. Nieodwołalny. Nieuleczalny, niepoddający się żadnej terapii gad, nawet nie złośliwy. Po prostu sobie nacieka na przewody żółciowe i robi sobie miejsce kosztem innych arterii, żył, tętnic itd. Bydlak nie daje nawet przerzutów. Przynajmniej biopsja wątroby i wynik badań histopatologicznych ich nie stwierdziły. Choroba trwała 20 miesięcy. Najlepsze co można zrobić, to dać naszym Chorym jak najwięcej miłości i uczucia w tym trudnym dla Nich i dla nas okresie. Spróbować nadrobić zaległości i naprawić błędy. Po prostu prawdziwie kochać. A cała reszta ...? Posłuchajcie tej piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=f1f9mmSXRxA Cóż więcej można dodać? Moja Mamusia słuchała jej zawsze, kiedy tylko odpaliłem u siebie głośniej *piecyk*.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karol z tej strony ! Mój post na stronie drugiej . Zgadzam się z Darkiem ten guz to bydlak ! Moja mama bardzo cierpiała , a walczyła do końca! 2 lata mijają od jej śmierci , a ja ciągle tu zaglądam . Ciężko mi zwłaszcza w święta . Tak naprawdę choruje się z chorym , bo ja dalej myślę o tej chorobie. Dzięki ludziom nie zwariowałem , ale czasem jak wracam do roku 20011 i tego wszystkiego to płaczę jak dziecko. Moja mama skończyłaby teraz 60lat. Rozumiem każdego z Was z osobna !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ela-...tez ze stron:.poprzednich..( moja mama zyje 18 mies.z tym jak tu nazwaliscie ...budlakiem. ma 81lat.i wiem z waszych opowiadan co jeszcze nastapi.... ...czuje jak nieuchronnie zbliza sie ta... chwila:(((((...caśnie,niknie z dnia na dzień. chodz nie cierpi bólu,to ból psychiczny jest tez przygniatajacy, łacze sie w bólu jaki przeżywacie wszyscy po odejsciu waszych ukochanych mamuś,,macie moja modlitwe...darku karolu,mario,,,i inni cierpicyz bólu:(((( ...bede tu napewno zagladac...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Łączę się ze wszystkimi, którzy przeszli ze swoimi bliskimi tę z góry przegraną walkę. Moja babcia była dla mnie jak matka! Wychowała mnie od najmłodszych lat, zawsze była ze mną w najważniejszych chwilach mojego życia. Dla mnie diagnoza lekarzy była druzgocąca. 17 kwietnia 2012r. zawiozłam zażółconą babcię do szpitala - diagnoza USG - guz klatskina. Lekarze nawet nie ukrywali, że jest beznadziejnie. Powiedzieli miesiąc góra 3. Na drugi dzień założono w innym szpitalu protezę by spadł makabrycznie wysoki poziom bilurbiny. Spadał bardzo wolno. W szpitalu babcia miała pierwszy atak, usłyszałam, że to kolka wątrobowa. Babcia mi powiedziała, że to ból nie do wytrzymania. Byłam przerażona, jak ja sobie w domu poradzę z tym bólem, tak bardzo nie chciałam, żeby babcia cierpiała. Po 5 dniach wypisano Babcię do domu. Od razu poszłam do lekarza rodzinnego po skierowanie do opieki paliatywnej. Tam są naprawdę cudowne osoby. To one przygotowywały mnie do tego co nastąpi, nauczyły mnie podawać leki i zastrzyki przeciwbólowe. Do końca byłam przy mojej ukochanej Babci. Wiedziałam, że muszę być silna, uśmiechałam się, głaskałam, masowałam i mówiłam *mój aniołku*. To wszystko stało się tak szybko. Babcia w domu była 7 dni od przyjścia ze szpitala, nie cierpiała długo w 7 dniu odeszła.. Tak strasznie tęsknię i mi jej brak. Wiem, że nie powinnam narzekać miała 82 lata i nie cierpiała długo, ale ból jest rozrywający. Wszystkie objawy były takie jak piszecie: zażółcenie, swędzenie skóry, spadek masy ciała, brak apetytu, ból, a na końcu wymioty żółcią...i ta drastyczna diagnoza. Babcia była mi najbliższą osobą na świcie. Wiem jak cierpicie, ale proszę jak najszybciej kontaktujcie się z hospicjum oni naprawdę pomagają rodzinom i uśmierzają ból naszym bliskim. Czuję, że jest teraz blisko mnie. Uśmiechała się gdy odchodziła. Trzymajcie się, życzę dużo sił. Wiem jakie to trudne być radosnym i uśmiechniętym w kontakcie z najbliższą osobą, gdy się wie, że nie ma ratunku!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam przeczytałam wszystkie wpisy i płaczę jak dziecko my od stycznia 2012 r. roku gdzie po 2 m-cach (podobno i tak bardzo szybko) postawiono diagnozę guz wewnątrz wątroby- Klatzkina nieoperacyjny szybko chemia i tak tatus do grudnia czul sie wysmienicie zero skutkow ubocznych po chemii normalnie zyl pracowal sam jezdzil na chemioterapie...u taty guza wykryli inaczej poniewaz mial opuchniety brzuch w okolicy pepka i straszne bule brzucha okazalo sie ze ma 5cm guza i od niego wszystko sie zaczelo biopsja tk i ostatecznie wywalczony rezonans magnetyczny wykazal ze to guz wewnątrzwatrobowy a guz w okolicy pepka plus wezly chlonne to przezuty po chemii guz sie zmniejszal a przezuty sie wchlonely myslelismy ze wygrywamy z choroba ze tato da rade i w grudniu 2012 r. stan taty sie pogarszal zle wyniki krwi roznace markery watrobowe i chemie dostawal juz rzadkoo ze wzgledu na wyniki...9 lutego tato dostal ataku kolki dostal leki przeciwbolowe i rozkurczowe i wrocil do domu lekarz prowadzaca uspokajala ze nic sie nie dzieje i dalej bral te same leki oczywiscie uczulala ze moze wystapic zoltaczka pod koniec lutego 2013 r. zrobili tk ze wzgledu na pogarszajacy sie stan taty (w lutym tato wzial ostatnia dawke chemii) podejrzenie wodniaka w pecherzyku zolciowym 9 marca (potem okazalo sie ze zoltaczka byla juz conajmniej od tyg.) mama zauwazyla u taty pierwsze objawy zoltaczki szybki kontakt z lekarzem i szybkie dzialania w kierunku odbarczeniu drog zolciowych rezonans magnetyczny na wlasny koszt w Krakowie (a mieszkamy pod Rzeszowem) tydz czekania i tato wyladowal w Klinice w Krakowie pierwsza proba nieudana na drugi dzien druga udana uff drenaz przezskorny sie udal (tak twierdzili lekarze) tato wrocil do domu i niepokoj zolc nie splywa wizyta w szpitalu w Rzeszowie w jednym potem drugim potem znow w nastepnym wszedzie wielogodzinne czekanie na korytarzu stan taty coraz gorszy po tyg tato wyladowal w Rzeszowie na Lwowskiej (tuz przed Swietami Wielkanocnymi) tam znow proba odbarczenia ECPW nieudane tato stracil nadzieje bol na drogi dzien lekarze daja nadzieje Szpital na Brzeskiej w W-wie ale trzeba czekac ponad tydz a stan sie pogarsza tata zolknie bilirubina rosnie tata slabie nie je puchnie pojawiaja sie plamy na nogach opuchniety caly nogi brzuch, nie moze chodzic nie jest w stanie nawet tel w dloni utrzymac dotrwal do zabiegu choc nie mial sily jechac ponad 5 godz drogi zabieg w poludnie udany przezylismy meke (lekarze tam go uratowali zrobili cos niesamowitego polecam ten szpital)potem powrot do domu po zabiegu goraczka wymioty ale tak mialo byc przez 2 tyg po poltora tyg tato trafil do Osrodka Paliatywno Hospicyjnego z powodu wodobrzusza mial miec spuszczana wode ale udalo sie bez tego bo bal sie i nie chcial sie zgodzic udalo sie calkowicie pozbyc sie wody z brzucha i nog w ciagu tyg i wtedy bylo ok po tyg zaczal znow slabnac musielismy sami pytac dociekac bo dostawal leki odwadniajace kiedy byl suchy juz jak patyk po interwencji mamy lek odstawili...tatus zyje wiec juz prawie poltora roku od postawienia dizgnozy prawie 3 m-ce od pojawienia sie zoltaczki nie jest leczony bo po co lekarze twierdza ze nie potrzeba juz zadnych badan robic wiec nie wiemy jaki jest naprawde jego stan gdzie i jakie sa przezuty bo sa na pewno i jak watroba musimy na wlasna reke robic usg czy tk cxzy rezonans dostaje silne leki przeciwbolowe bo najgorzej bylo zniesc widok jak bardzo go boli:( dostaje morfine ktora niestety w skutkach ubocznych tez jest straszna tata niewiele spi w nocy 1-2godz ma omamy przywidzenia gdzies sie ubiera wychodzi jest strasznie nerwowy duzo planuje chce zrobic wszystko mama jest na skaraju wyczerpania nerwowo-fizycznego chudnie w oczach razem z tata odpoczywa wtedy kiedy tato jest na oddziale OLPH tam przebywa 2-3 dni i z lekarstwamia wraca do domu i tak juz od m-ca....wiec co zostaje czekac na koniec nic sie nie da zrobic?ma dodatkowa motywacje do walki oczekuje 3 wnuka doczeka do grudnia?boje sie ze odejdzie zanim urodze wiec boje sie rozniez o dziecko wiadomo nerwy itp moze byc roznie...tato w sobote skonczyl 59lat wychowal 8 dzieci z czego najmlodszy ma dopiero 13 lat i on najbardziej to przezywa...wiem rozpisalam sie ale to i tak ulamek tego co przezywamy i jak to wyglada...pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój tato zachorował 16.04.2011 r., jak wszyscy podejrzewali właśnie na guza wnęki wątroby. Robiony były drenaże w Warszawie na Banacha, bilirubina spadała. Raz nawet go operowali bo chcieli wziąć wycinek z wątroby, ale nie wzięli, bo stwierdzili że nie ma z czego. I tak co jakiś czas było płukanie protez bo się zapychały żółcią. W czerwcu 2013 r. tato dostał wodobrzusza. Dostał leki i woda ładnie zeszła. Tylko że tata chudł w oczach, znikał ... Pod koniec sierpnia pojechał do Warszawy na planową wizytę, zostawili go w szpitalu, ponieważ bilirubina znowu rosła. To była środa, w sobotę z tatą nie było prawie kontaktu. cały czas spał, ledwo mówił. Ostatni raz zadzwonił w niedzielę i powiedział że założyli mu sondę, ponieważ w żołądku pojawiła się krew. To był jego ostatni telefon. Od poniedziałku nie było z nim kontaktu. Mama dodzwoniła się do lekarza, który powiedział, że jest półświadomy. Ponieważ pękł mu żylak przełyku, które podobno przy problemach z wątrobą się pojawiają. Nikt nas o tym nie poinformował. We wtorek tata był już w agonii. Zmarł 04.09.2013 r. (17 miesięcy od wystąpienia objawów). Żal, smutek i ból, do samego końca nie potwierdzili swojej diagnozy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi wiem co przezywasz moj tato zmarl 2 tyg po moim wpisie (ten wczesniejszy) 10 czerwca dokladnie ale mojego tate wykonczyl rak bo zoltaczka byla opanowana codzien slabszy chudszy potem pekl guz w watrobie i to oznaczalo szybki koniec (nikt nam tego nie powiedzial oczywiscie) po 10 dniach tato zmarl zaczely sie klopoty z oddychaniem z jedzeniem w dzien smierci nie bylo z nim juz kontaktu na szczescie nie wymiotowal choc nas ostrzegali ze to beda ostre i ciezki wymioty to co nas cieszy (choc marna to pociecha) ze odszedl nie cierpiac w spokoju i ze moglismy z nim byc do ostatniego tchnienia...po prawie 5 m-cach bol nadal ogromny a tesknota niemozliwa do opisania...pzdr wszystkich ktorzy nadal walcza i tych ktorzy walke o najblizszych przegrali...moj tato walke przegral szybciej bo od diagnozy minelo poltora roku a od pogorszenia zdrowia czyli od wystapienia zoltaczki 3 m-ce...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Byłam już kiedyś na tym forum ale nie znalazłam na tyle odwagi, żeby tu napisać, aż do dnia dzisiejszego kiedy to brakuję mi siły i szukam wsparcia i pomocy. U mojej mamy również wykryto tego guza w kwietniu 2013r. Wszystko zaczęło się od żółtaczki. Mama ma założoną już drugą endoprotezę. Jest pod stałą kontrolą lekarza od medycyny paliatywnej. W czerwcu moja mama miała radioterapię którą zakończyła w lipcu i zauważyłam, że Jej stan się polepsza. Nabrała apetytu więcej siły więc zaczęłam się zastanawiać czy może lekarz się pomyliła a mama z tego wyjdzie. Niestety pod koniec października stan zaczął się pogarszać. Znowu pojawiła się żółtaczka, brak apetytu, senność, brak chęci do wstawania i życia, wahania temperatury, brak siły. Do tego w nodze zrobiły się zakrzepy więc dodatkowo dostaję jeszcze codziennie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Mama jest bez sił a ja już powoli też. Mama ma dopiero 54 lata. Nie chcę nawet myśleć jak to się skończy. Ciągle mam nadzieję ale nie wiem jak długo jeszcze.... Czy to nasze życie musi tak wyglądać (w czerwcu 2012r. zmarł mój tata)...........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×